Ułatwienia dostępu


„Bąk Ciepłobrzuch”


„Bąk Ciepłobrzuch”

BĄK CIEPŁOBRZUCH

Dziś oddaję w Wasze ręce (i uszy) coś, co… powstało z obserwacji w ogrodzie.

Z czułości. Z rytmu. Z porannego bzyczenia między tulipanem a konewką.

I z ogromnej potrzeby tworzenia czegoś, co łączy humor, przyrodę i emocje.

Napisałem bajkowy wiersz dla dzieci: „Bąk Ciepłobrzuch”.

To opowieść o bąku, który tańczy nad stokrotkami, robi fikołki w koperku,

ucieka przed kurą i wraca do wiklinowego kosza, żeby zasnąć w księżycowym blasku…

Ale to też historia o uważności, o tym, że świat jest piękny, kiedy go czujemy całym sobą.

O tym, że nawet najmniejszy lot może być wielką przygodą i że warto zatrzymać się nad zapachem lilii czy dźwiękiem skrzydełka.

Dla dzieci. Dla Was.

Dla siebie też.

Bo bzyczenie to też forma sztuki. 😅

Z serca

Przemek


Bąk Ciepłobrzuch


Gdy słońce się skrada przez liście jabłoni,

a ogród przeciąga się słysząc śpiew skowroni.

Nad łąką stokrotek coś bzyczy donośnie,

to Bąk Ciepłobrzuch rusza w lot radośnie.


Z koszyka wikliny, spod dachu na tarasie,

wylatuje zaspany w porannym rozgardiasie.

Leci do tulipanów, konwalii, jabłonek,

i tańczy w powietrzu czując ich pyłek.


Przy oczku wodnym, przystaje bez słowa,

gdzie lilia rozkwita i lśni jej korona.

Ósemki wciąż kręci, zatacza trzy kółka,

aż śmieją sie z niego, dwie ważki i mrówka.


Kwiat róży go wabi, tak pachnie, tak nęci,

że Bąk Ciepłobrzuch, z wrażenia aż leci!

Wpatrzony w magnolię jak w wielką królową,

nagle sie zrywa z misją pomidorową.


Pędzi do szklarni, gdzie konewka stoi,

zrosił swe czułki i bzyczy do woli!

Na szczypiorek siada, robi minę dziarską,

ślizga się po łodydze, wprost w doniczkę z natką!


Koło kurek przelatuje, gdzie grzędy i siano,

wnet jedna dziobnęła, lecz trafiła w ziarno.

Brzęcąc ucieka przez grządki i płotek,

aż wpadł w koperek i zrobił fikołek.


Kiedy dzień się kończy i słońce się tuli,

gdy kwiaty się zamykają, jak guzik w koszuli,

Bąk Ciepłobrzuch ziewa i siada na listku,

„Dziś ogród był bajką jak miodek w słoiczku”.


Więc wraca powoli, dumny i zmęczony,

nad taras, czując, że dzień jest spełniony.

W koszyku wikliny, pod dachem w swym gniazdku,

zasypia z uśmiechem w księżycowym blasku.