Ułatwienia dostępu


„Mgiełka w szkole”


Rozdział 4: Samotność w tłumie.

„Mgiełka w tłumie”

Rozdział 4: Samotność w tłumie.

Kolejny dzień w bibliotece rozpoczął się jak każdy inny – cichym szelestem przewracanych stron i odgłosami kroków na korytarzach. Dzieci wróciły do szkoły, a ich obecność była nie tylko słyszalna, ale wręcz wyczuwalna. Czasem docierały do najdalszych zakamarków budynku dźwięki, które Mgiełka mogłaby przysiąc, że słyszy tuż obok niej. To wszystko razem tworzyło żywy, oddychający organizm, pełen gwaru i radości.

Mgiełka, choć od rana była energiczna, z podekscytowaniem myśląc o tym, co może dzisiaj odkryć, miała w sobie także coś, czego nie potrafiła do końca zrozumieć. W tej cichej przestrzeni wypełnionej książkami, które były dla niej jak starzy przyjaciele, czuła się dziwnie. Było to uczucie, które przychodziło niespodziewanie i rozsiadało się w jej sercu, nie pozwalając skupić się na niczym innym. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że była to samotność.

Wiatr, jej stały towarzysz przygód, odleciał na swoje poranne poszukiwania, jak to miał w zwyczaju. Zostawił ją samą w tej bibliotece, co było dla Mgiełki czymś zwyczajnym, ale tym razem samotność doskwierała jej bardziej niż zwykle. Otoczona książkami pełnymi opowieści i historii, które wypełniały przestrzeń, poczuła, że czegoś jej brakuje. Może to była obecność Wiatra, jego charakterystyczne brzęczenie, które zawsze dodawało jej otuchy, a może po prostu tęsknota za towarzystwem kogoś, kto by z nią porozmawiał.

Postanowiła, że nie może tak siedzieć bezczynnie, myśląc tylko o tym, jak się czuje. Wstała z miejsca i postanowiła przejść się po szkole. Może coś przykuje jej uwagę i odciągnie ją od tej nieprzyjemnej myśli samotności. Korytarze szkoły tętniły życiem. Przechodząc obok kolejnych sal, Mgiełka przyglądała się, jak dzieci pracują nad swoimi zadaniami – jedne z zapałem piszą coś w zeszytach, inne rozmawiają, a jeszcze inne śmieją się w najlepsze. Z każdą chwilą, patrząc na te dzieci, dziwne uczucie w jej sercu zaczynało narastać. Była w tłumie, a jednak czuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.

Zatrzymała się przed jedną z sal, gdzie grupka dzieci – Kamila, Patryk, Antek, Karolina, Milena i Kasia – siedziała razem na dywanie. Byli tak pochłonięci historią, którą czytali na głos, że zdawało się, że nic nie mogło ich rozproszyć. Mgiełka przystanęła na moment, ukrywając się w cieniu drzwi. Zastanawiała się, jak to jest być częścią takiej grupy – mieć przyjaciół, z którymi można dzielić każdą chwilę, śmiać się, uczyć i bawić razem.

Patrząc na nich, poczuła, że jej łapki zaczynają drżeć. Była małą myszką, ukrywającą się w cieniu, a oni byli dziećmi – tak wielkimi, tak hałaśliwymi, ale jednocześnie pełnymi ciepła i radości. Przez chwilę poczuła przemożną chęć, aby podejść bliżej, spróbować nawiązać kontakt. Przecież także chciała być częścią czegoś takiego. Jednak ten pomysł szybko zniknął. Wiedziała, że to niemożliwe. Dzieci nigdy nie zrozumiałyby, dlaczego mała myszka chciałaby z nimi rozmawiać. A może by zrozumiały? Myśl ta była zbyt ryzykowna, by ją rozważać. Smutek, który wcześniej ledwo dawał o sobie znać, teraz zaczął wypełniać jej serce, aż poczuła, że nie da się od niego uciec.

Mgiełka opuściła to miejsce, czując, jak samotność staje się coraz bardziej namacalna. Wróciła do korytarza, mając nadzieję, że znajdzie tam coś, co przyniesie jej ukojenie. Przechodząc dalej, natknęła się na niewielką, opuszczoną salę, której drzwi były uchylone. Z wnętrza dochodził delikatny dźwięk, jakby szuranie i szelest, tak cichy, że trudno było określić, co go wywołuje. Zaciekawiona, postanowiła sprawdzić, co kryje się w środku.

Weszła ostrożnie, starając się, aby jej małe łapki nie wydały żadnego dźwięku na zimnej, drewnianej podłodze. Wewnątrz panował półmrok, a powietrze było przesiąknięte od zapachu kurzu i starych książek. Na podłodze leżało kilka rozsypanych kartek z zapisanymi na nich nutami, a w rogu stało stare, zakurzone pianino. Jego wieko były lekko uchylone, jakby ktoś niedawno na nim grał. Mgiełka podeszła bliżej, zauważając, że całe to miejsce, mimo swej zapomnianej natury, miało w sobie pewną magię.

– Kto tutaj może być? – zapytała cicho sama siebie, przystając na moment, aby rozejrzeć się po sali.

Właśnie wtedy usłyszała cichy głos, dobiegający zza pianina. Był to niski, nieco skrzypiący dźwięk, który jednak miał w sobie coś kojącego, jakby mówił do niej stary przyjaciel.

– Nie bój się, mała myszko – odezwał się głos – To tylko ja, stary, przez nikogo niekochany żółw. Kiedyś byłem sercem tej sali, ale teraz jestem tylko cieniem przeszłości.

Mgiełka poczuła, jak jej serce zaczyna bić szybciej. To pianino… mówiło do niej? W jej świecie przedmioty rzadko miały głos, ale po tylu przeżyciach była gotowa uwierzyć w wiele rzeczy. Zbliżyła się jeszcze bardziej, gotowa posłuchać opowieści tego niezwykłego, starego instrumentu, który wydawał się mieć w sobie więcej życia, niż można by było się spodziewać.

– Kiedyś dzieci przychodziły tutaj codziennie – kontynuował żółw – Grali na klawiszach tego pianina, a ich śmiech wypełniał całą salę, a ja byłem pod ich opieką. Ale teraz… teraz jestem tylko cichym wspomnieniem, tak samo jak to stare zakurzone pianino.

Mgiełka w końcu dostrzegła żółwia, który stał za pianinem, usiadła obok, czując, że to miejsce, choć zapomniane przez innych, kryje w sobie wiele historii. Każda z nich była jak uśpiona opowieść, czekająca na kogoś, kto ją usłyszy. Żółw, który zaczął opowiadać o swojej przeszłości, stał się dla Mgiełki nie tylko ciekawostką, ale także towarzyszem w tej samotnej chwili. W jego opowieściach o dawnych dniach znalazła coś, co zaczęło delikatnie rozpraszać jej własne uczucie osamotnienia.

– Dlaczego nie wrócą? – zapytała cicho, spoglądając na jego starą, lekko przykurzoną skorupę.

– Może kiedyś wrócą – odpowiedział żółw z lekką nutą nadziei – Ale na razie czekam. Może ty mogłabyś czasem przyjść, porozmawiać ze mną? Nawet jeśli nie potrafisz opowiadać, to wystarczy, że posluchasz moich opowieści. To sprawi, że znów poczuję się potrzebny.

Mgiełka uśmiechnęła się delikatnie i niechcący nacisnęła jeden z klawiszy pianina. Dźwięk, który się wydobył, był cichy, nieco fałszywy, ale wypełnił całą salę jak echo dawnych czasów. Było to jak echo śmiechów dzieci, które kiedyś tu grały. Mgiełka poczuła, że jej samotność zaczyna powoli znikać, zastępowana przez ciepło, jakie dawała świadomość, że nawet w tak zapomnianym miejscu można znaleźć przyjaciela. Ten żółw, choć dawno zapomniany przez dzieci, teraz stawał się dla niej kimś bliskim, kimś kto rozumiał, co to znaczy czekać na kogoś.

– Będę wracać – obiecała Mgiełka, zanim opuściła salę – Może kiedyś zagramy razem coś na tym pianinie, by wypełniło to miejsce śmiechem, tak jak dawniej.

Żółw cicho zaśmiał się, jakby chciał podziękować, a Mgiełka opuściła salę z nowym, świeżym uczuciem w sercu. Była małą myszką, ale teraz wiedziała, że nie jest sama. Nawet w tłumie, gdzie czasami czuła się zagubiona, zawsze można było znaleźć kogoś, kto przypomni, że każdy z nas ma swoje miejsce i swoją historię do opowiedzenia.

Kiedy wróciła do biblioteki, czuła się znacznie lepiej. Może nie miała takiej grupy przyjaciół jak dzieci, ale miała coś równie cennego – przyjaciela, którego odwiedzała, który miał swoje sekrety, a ona była tą, która mogła je odkrywać. I choć czasem czuła się samotna, wiedziała, że zawsze może wrócić do biblioteki, do swojego bezpiecznego schronienia, gdzie czekały na nią nowe przygody i odkrycia.

Wieczorem, kiedy Wiatr wrócił ze swoich wypraw, Mgiełka opowiedziała mu o swojej przygodzie w opuszczonej sali. Wiatr, unosząc się delikatnie w powietrzu, słuchał jej uważnie, a jego brzęczenie wypełniło ciszę biblioteki.

– Ten żółw jest niesamowity – powiedział Wiatr, gdy Mgiełka skończyła swoją opowieść – Może powinniśmy wrócić tam razem, żeby posłuchać go i odkryć więcej? Kto wie, co jeszcze tam się kryje.

Mgiełka skinęła głową, zgadzając się z przyjacielem. Wiedziała, że jeszcze wiele przed nimi, ale teraz czuła się gotowa na wszystko. Z takim towarzyszem jak Wiatr, mogła odkrywać cały świat, nawet jeśli czasem wydawał się jej zbyt wielki i nieznany.

W mgnieniu oka zasnęła, a w jej snach pojawiał się obrazy dawnych dni, kiedy śmiech dzieci wypełniał szkołę, a dźwięki pianina wznosiły się ku sufitowi jak najpiękniejsza melodia. Wiedziała, że te dni mogą kiedyś powrócić, a ona będzie tam, by je przywitać z otwartymi łapkami.