Ułatwienia dostępu


„Mgiełka w szkole”


Rozdział 6: W poszukiwaniu utraconego przyjaciela.

„Mgiełka w szkole”

Rozdział 6: W poszukiwaniu utraconego przyjaciela.

Poranek w bibliotece był jak piękny sen, cichy i spokojny. Mgiełka przeciągnęła się w swoim kąciku, a potem zerknęła na Wiatra. Gdzież on się podział? Zazwyczaj tańczył nad książkami, szeptając swoje ulubione melodie. Ale dziś? Nigdzie go nie było. Mgiełka poczuła niepokój. Co się stało?

„Wiatrze?” – wyszeptała, z sercem bijącym w rytm brzęczenia, które zawsze ją otaczało. Jednak w odpowiedzi panowała tylko martwa cisza. Co się stało? Gdzie jesteś?

Zaniepokojona Mgiełka opuściła swoje schronienie, przeszukując nerwowo bibliotekę. Czyżby Wiatr poszedł na poranny rekonesans? Ale im dłużej szukała, tym bardziej narastało w niej uczucie niepokoju. Wiatr nigdy nie znikał bez słowa. Zawsze był blisko, gotowy do rozmowy lub wspólnego odkrywania tajemnic. Gdzie się podział?

Po chwili błądzenia w bibliotece, Mgiełka postanowiła ruszyć w świat, a w zasadzie w szkołę. A może Wiatr wpadł na genialny pomysł i odkrył coś sam? Ostrożna, ale zaniepokojona, nie mogła tego zignorować.

Z mapą w dłoniach, ruszyła w kierunku starych miejsc. Szatnia, sala lekcyjna, gabinet nauczycieli – wszystko to, gdzie mogłaby go spotkać. Lecz wszędzie panowała cisza. Wiatr jakby się ulotnił, a Mgiełka traciła wiarę, że go znajdzie.

Gdy dotarła do kuchni, w której wcześniej odkryła kawałek sera, smutek zaczynał ją przytłaczać. Czy Wiatr zrezygnował ze mnie? Może pragnie nowych przygód? Może znudziło mu się eksplorowanie tych samych zakątków? Te myśli przygniatały Mgiełkę, a samotność, która była tylko chwilowym gościem, teraz stała się jej wiernym towarzyszem.

Tuż przed powrotem do biblioteki usłyszała ciche, stłumione brzęczenie. Mgiełka zatrzymała się, jakby wyczuwając coś niezwykłego. Co to może być? Dźwięk płynął z mrocznych zakamarków korytarza, prowadzącego do nieodkrytej części szkoły. Ciekawość ją wciągała!

– Wiatrze? – zawołała, ruszając w stronę dźwięku.

Im bliżej była, tym głośniej brzęczało coś znajomego. W końcu stanęła przed drzwiami starej piwnicy, o której nigdy nie słyszała. Drzwi lekko się uchyliły, a za nimi wiodły kamienne schody w otchłań.

Mgiełka poczuła, jak serce w jej piersi zaczyna tańczyć. Piwnica była jak mroczna otchłań, pełna cieni i sekretów. Ale musiała tam wejść, by odnaleźć przyjaciela. Ostrożnie stawiała łapki na schodach, z każdym krokiem zanurzając się w nieznane.

Gdy zeszła na dół, ujrzała Wiatra. Leżał na podłodze, przygnieciony kawałkiem starego drewna, które odpadło z półki. Mgiełka szybko podbiegła, pragnąc uwolnić swojego przyjaciela.

„Wiatrze, co się stało?” – zapytała drżącym głosem, starając się wyrwać go z objęć twardego drewna. Jak długo jeszcze będzie uwięziony?

Wiatr leniwie otworzył oczy, a jego brzęczenie brzmiało jak szept. Zmęczony, lecz pełen życia, przyniósł Mgiełce ulgę, jak ciepły promień słońca w zimny poranek.

„Przepraszam, Mgiełko,” wyszeptał Wiatr, gdy Mgiełka wreszcie odgarnęła ciężar. „Chciałem zbadać to miejsce, ale ta deska… zaskoczyła mnie jak błyskawica!”

Mgiełka poczuła, jak rzeka łez ulgi zalewa jej oczy. Przerażenie ściskało jej serce na myśl o utracie najlepszego przyjaciela. Ale teraz, gdy Wiatr stał u jej boku, nadzieja wróciła. Wszystko będzie dobrze!

„Najważniejsze, że jesteś cały i zdrowy!” – powiedziała, podając Wiatrze rękę, by pomóc mu wstać. „Nie musisz przepraszać. Cieszę się, że cię odnalazłam!”

Razem opuścili piwnicę, wolno wędrując do biblioteki. Wiatr, zmęczony, wciąż próbował „tańczyć w powietrzu”, ale Mgiełka dostrzegła, że potrzebuje wytchnienia. Gdy dotarli do ich kącika, pomogła mu usadowić się wygodnie. Obiecała, że nie odstąpi, aż znów poczuje się silny.

Przez kolejne dni Mgiełka troskliwie pielęgnowała Wiatra, dbając o każdy jego kaprys. To były ciężkie chwile, ale ich przyjaźń tylko kwitła. Mgiełka odkryła, jak cenną skarbnicą jest obecność Wiatra. Czuła, że miłość wymaga opieki. Kto by nie chciał chronić tego, co najważniejsze?

Gdy Wiatr znów zyskał moc, Mgiełka poczuła, że ich przygody mogą trwać w nieskończoność. Ale teraz, z większą ostrożnością. Zaufanie i lojalność? Niezłomne jak skała. Ich więź to solidny fundament przyszłych przygód.

Wieczorem, gdy odpoczywali w swoim małym azylu, Mgiełka rzuciła Wiatrowi promienny uśmiech. Czyż nie było to piękne?

„Dzięki, że jesteś moim przyjacielem, Wiatrze” – wyszeptała. „Nie wyobrażam sobie, co bym poczęła bez ciebie.”

Wiatr odwdzięczył się słabym, ale szczerym uśmiechem.

– Ja również, Mgiełko. Razem jesteśmy nie do pokonania.

Z tym przekonaniem zapadli w sen. W sercach tliła się nadzieja: niezależnie od tego, co przyniesie jutro, zawsze będą mieli siebie.